Wlaśnie dziś, stojąc na skrzyżowaniu ze światłami powrocil do mnie
koszmar dojeżdżania i ponieważ ciśnienie wzrosło mi nadmiernie musiałam
niezwłocznie to opisać. Będzie tym razem krótko, lecz intensywnie i na
temat.
Wytłumaczcie mi proszę, dlaczego tak wielki odsetek kierowców w
oczekiwaniu na zielone światło zamiast spokojnie siedzieć i słuchać
radia, pokonwersować z pasażerami,jeśli takowi są,albo poprzeglądać sie w
lusterku czy też zerknąć na otaczający świat woli skupiać się na
dojeżdżaniu cm po centymetrze byle tylko bliżej kierowcy z przodu,albo
samych świateł -tego nie wiem. Zupełnie tak, jakby w czymkolwiek mialo
to pomóc lub też przyśpieszyć przejazd mimo,że światlo na sygnalizatorze
nadal jest czerwone. Kto mi powie, co autorzy tych zachowań mają na
myśli?
Ja rozumiem, że naród polski żyje w pośpiechu, nieustannej gonitwie i bywa nadpobudliwy. No ale ludzie- bez przesady!
Szczególnie "uwielbiam",gdy przede mną stoi samochód dużego gabarytu,
albo autobus zasłaniajacy całą widoczność i bierze udział w procedurze
dojeżdżania bałamucąc mnie i powodując tym samym,że zmylona jego ruchem
wprzód, także ruszam licząc, że w końcu zielone.
A tu niespodzianka, tylko centymetr wprzód i hamujemy. Tak dla urozmaicenia postoju, co by za długo bezczynnie nie tkwić.
No przysięgam Wam, jest to jedno z bardziej irytyjących zjawisk, choć
nie jedyne, jakiego zdarza mi się doświadczyć na drodze. Jak nie dziura
na dziurze, niedzielni kierowcy,którzy jadą, jakby chcieli a nie mogli i
boją sie własnego cienia ,albo inwazja tzw. "L " to "dojeżdżacze".
A mało to jeszcze innych egzemplarzy, jak na przykład Ci, którzy równie
często stojąc w korku, czy na światłach hardo gazują i gazuja na maxa,
że silnik sam choć nie umie, to woła o pomstę do nieba. Może myślą, że
wtedy będzie cieplej w aucie...Z deszczu pod rynnę. I bądź tu człowieku
spokojny.
Dojeżdżaczo - Gazownicy szczególnie w 40-konnych maszynach też są często spotykani.
OdpowiedzUsuńAgresorzy:D