8 lutego 2015

Pamiątka na fejsie



Cześć Ludziska :)


Muszę! Na prawdę muszę to napisać, bo po prostu wymiękłam, gdy to zobaczyłam...

Pierwszy raz z "pamiątką na fejsie" spotkałam się przeglądając jakąś gazetę. Na ostatniej stronie znalazły się ogłoszenia różnych gier i aplikacji do ściągnięcia na komórki.

Moim skromnym zdaniem z nazewnictwa hiciorem był jakiś pornosik właśnie pod tytułem "Pamiątka na fejsie", tuż za nim na podium plusował się inny filmik pod tytułem "Janko Bzykant" - urocze, prawda? :)

Jednak nie o tym chciałam pisać... Przeglądałam ostatnio fotki na jednym z portali internetowych. Oczom nie wierzyłam, gdy trafiłam na artykuł o najbardziej absurdalnych zdjęciach zamieszczonych na facebooku czy naszej klasie (a'propos - ktoś korzysta jeszcze z NK?).

Ja nie mam profilu na żadnym z powyższych, także - jak to mówią - nie istnieję towarzysko. Lubię to! :)

Wystarczy, że istnieję na blogu Zakoloryzowanych, prawda? 


Ja na prawdę rozumiem, że ludzie mają potrzebę pokazania znajomym i całemu światu, że mają nowe auto, że byli tu czy tam - absolutnie nie krytykuję, a wręcz przeciwnie - toleruję.

Tylko, do cholery jasnej, czy nie sądzicie, że niektórzy na serio przesadzają?



Pewna znajoma znajomej kiedyś rozchorowała się na jelitówkę, ale nie zakłóciło to w jej przypadku terminowego apdejtowania statusu czy jak to się tam mówi. Znajoma znajomej kilkakrotnie w ciągu dnia robiła sobie słit focie (a nie, przepraszam, aktualnie to chyba się selfie robi) i wrzucała zdjęcia na Facebooka. No niby nic, ale ja się pytam - czy na prawdę wszyscy musieli wiedzieć, że o 15:05 wylatywało z niej każdym możliwym otworem, a o 18:20 już tylko górą?

Przepraszam za brutalność tej wizji, ale uważam, że tego typu informacje są najzwyczajniej w świecie zbędne.



Inny przykład - znalazłam zdjęcie słodkiego różowego nocniczka. Może i byłoby to urocze, gdyby nie jego zawartość... A pod zdjęciem podpis: "Pierwsza kupcia naszej małej córeczki. Jesteśmy z Ciebie dumni, Jessico".  Paskudztwo! Ohyda! Fuj! Fuj!



Kolejny przykład - jakiś psychol (bo inaczej nie potrafię tej osoby nazwać) zrobił zdjęcie swojej owrzodzonej i zaropiałej części ciała i zadał pytanie, czy ktoś wie co to może być za choroba. Wydaje mi się, że jeżeli już coś takiego wrzucam do sieci, to raczej na specjalistyczne forum dyskusyjne, gdzie na dodatek nie przedstawiam się z imienia i nazwiska. Zapewne niejedna osoba nie zdążyła do łazienki, ale ja na szczęście jestem niewzruszona i odporna na taki widok...



Następny przykład - laska chwali się innym Facebookowiczom, że właśnie się zaręczyła ze swoim chłopakiem. Gratuluję, oczywiście cieszę się Twoim szczęściem. Ale gdy oglądam zdjęcie dłoni i pierścionka zrobione z bliska, zastanawiam się, gdzie ta laska miała rozum, dodając taką fotkę. Niedomyte dłonie, spękana skóra, obgryzione paznokcie aż do krwi i odpadający paskudnie różowy, oczojebny lakier. Błe! W takim otoczeniu nawet najpiękniejszy kamień świata traci całe swoje piękno.



Mogłabym tak wymieniać w nieskończoność, ale po co, skoro może tym postem skłonię i Was do chwili refleksji i podzielenia się swoimi "doświadczeniami" na łamach zakoloryzowanego bloga :)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Dodaj swój komentarz...