Czasem warto poruszyć i taki, co by potem nie dał się we znaki.
Tytułem wstępu,
Z pewnością, chociaż to uczucie uznaje się raczej za nieprzyjemne i mało pochlebne, ale zarazem trudne do opanowania niejednokrotnie pewnie czuliście w brzuchu lekkie ukłucie zazdrości, kiedy ktoś miał coś lepszego, osiągnął większy sukces, powiodło mu się lepiej, albo na przykład o własną dziewczynę, czy chłopaka.
Wielu z nas próbuje zapanować nad zazdrością, zwalczyć ją, wyzbyć się, traktując ją, jako wstydliwą przypadłość, oznakę swojej słabości i ogólnie mówiąc coś złego.
Niestety, to jedno z tych uczuć, które towarzyszy nam niezmiennie od wieków i bardzo ciężko z nim walczyć.
Jeśli o mnie chodzi, uważam, że nie ma w niej nic złego, dopóki jej symptomy nie są chorobliwe.
Zdrowa zazdrość, może być bowiem bardzo często mobilizująca, zachęcać i napędzać do działania, do zmian na lepsze, a w kontaktach damsko- męskich bywa nawet podniecająca i powoduje, że bardziej staramy się o swojego partnera.
Co jednak wtedy, kiedy wymknie się spod kontroli?
Jest wiele niepokojących aspektów z tym związanych, które mogą zamienić życie normalnego człowieka w koszmar. Kto zbyt mocno wpada w sidła i pułapki zazdrości, zaczyna żyć nerwowo, stawiając przed sobą niekiedy zbyt trudne do realizacji cele i popadając w coraz większą frustrację, kiedy nie daj Bóg, coś się nie powiedzie, a do tego zdarza się, że w skrajnych przypadkach przestaje myśleć racjonalnie, popadając niekiedy w zachowania niemal paranoidalne, szczególnie jeśli ma to związek z bliskimi osobami. Coraz częściej zdarza się, że ludzie dotychczas pogodni i radośni, stają się ofiarami własnej zazdrości, na czym cierpią nie tylko oni, ale również ich najbliżsi.
Do czego jednak zmierzam, mianowicie uważam, że dzieje się tak w dużej mierze dlatego, ponieważ nieustannie, zewsząd atakowani jesteśmy natrętnymi sloganami, w których wręcz każą nam dążyć do doskonałości, do posiadania wszystkiego co najdroższe, mówiąc nam, że to jest najlepsze – choć to przecież pojęcie względne. Otacza nas świat, który uczy, że szczęście można kupić, a bardziej od spotkania z bliskimi liczy się nowy tablet. Zamiast się widywać - czatujemy, zamiast rozmawiać – sms-ujemy, zamiast pisać listy – wysyłamy maile, a nawet jeśli już rozmawiamy, to tylko o tym kto, co i za ile ma, porównujemy, kto był na droższych wakacjach, ma lepszy samochód, albo piękniejszy dom. Obrzydliwie luksusowo.
A co jeśli tego nie masz?
Wtedy właśnie z największą siłą uderza „koszmar porównywania ”. Dopóki mamy wszystko co wmawiają nam, że powinniśmy mieć i czujemy się pozornie szczęśliwi, wszystko jest w porządku. Kiedy jednak z jakiegoś powodu mamy mniej, albo nagle coś utracimy- zaczynamy czuć się gorsi, słabsi, biedniejsi i zazdrośni - jakby naprawdę marka posiadanego samochodu była w stanie
zdeterminować brak poczucia szczęścia i z premedytacją pogrążać człowieka w przygnębieniu.
Dodatkowo, jakby mało było ataków z mediów i otaczających nas ludzi, nawet najpopularniejsze portale społecznościowe mające przecież z definicji na celu ułatwienie i poprawę kontaktu między ludźmi -szczególnie oddalonymi, zamiast spełniać swą rolę, stają się chyba największą wylęgarnią koszmarnych porównań. Czy wiecie, że większość ludzi zamieszcza na Facebooku tylko dobre informacje oraz swoje sukcesy zatajając te gorsze chwile? Zobaczysz fotki z najlepszych wakacji, ale na pewno nie informację, o kredycie jaki na nie zaciągnęli...
Zobaczysz zdjęcie z ukochanym, ale nie ważne, że od miesiąca już nie są razem, itd.itd.
To sprawia, że przeciętny Kowalski, z przygaszonym ego, który wpadł w sidła porównywania się, i w dodatku ostatnio przeżył gorycz jakiejś porażki, logując się na swój profil i oglądając profile znajomych, którzy mają wyłącznie udane życie, pogrąży się jeszcze bardziej w poczuciu beznadziejności, bezradności i zrezygnowania.
Nie musi tak być. Nie dajmy się zwariować. Żyjmy realnie i naprawdę, czerpmy tyle, ile tylko możemy. Przypomnijmy sobie czasy, kiedy nie mieliśmy nic, ale mieliśmy to co najważniejsze - siebie, poczucie najważniejszych wartości, poczucie własnej godności, entuzjazm oraz siłę, żeby przenosić góry.
Nie oceniajmy własnego życia przez pryzmat stanu konta, ale róbmy swoje i realizujmy ciągle nowe, realne cele. Rozwijajmy siebie, swoje pasje i możliwości, przenosząc linię własnego horyzontu coraz dalej. Osiągajmy jak najwięcej, ale nigdy kosztem siebie.
Wierzmy w siebie i swoje działania, a ukłucia zazdrości i potknięcia traktujmy jako mobilizację i naukę. Nie wzorujmy się na innych, nie porównujmy ich wakacji w Egipcie, do naszych w Beskidach.
Wiadomo, że nasze były lepsze, bo to właśnie nasze unikalne i niezwykłe chwile oraz wspomnienia.
Łatwo nie będzie, ale warto próbować, przełamywać konwenanse, stereotypy i chwile słabości.
Cieszmy się z małych rzeczy, bo tylko wtedy dokonamy tych wielkich...
„Cieszmy się z małych rzeczy, bo wzór na szczęście w nich zapisany jest...”
Z pewnością, chociaż to uczucie uznaje się raczej za nieprzyjemne i mało pochlebne, ale zarazem trudne do opanowania niejednokrotnie pewnie czuliście w brzuchu lekkie ukłucie zazdrości, kiedy ktoś miał coś lepszego, osiągnął większy sukces, powiodło mu się lepiej, albo na przykład o własną dziewczynę, czy chłopaka.
Wielu z nas próbuje zapanować nad zazdrością, zwalczyć ją, wyzbyć się, traktując ją, jako wstydliwą przypadłość, oznakę swojej słabości i ogólnie mówiąc coś złego.
Niestety, to jedno z tych uczuć, które towarzyszy nam niezmiennie od wieków i bardzo ciężko z nim walczyć.
Jeśli o mnie chodzi, uważam, że nie ma w niej nic złego, dopóki jej symptomy nie są chorobliwe.
Zdrowa zazdrość, może być bowiem bardzo często mobilizująca, zachęcać i napędzać do działania, do zmian na lepsze, a w kontaktach damsko- męskich bywa nawet podniecająca i powoduje, że bardziej staramy się o swojego partnera.
Co jednak wtedy, kiedy wymknie się spod kontroli?
Jest wiele niepokojących aspektów z tym związanych, które mogą zamienić życie normalnego człowieka w koszmar. Kto zbyt mocno wpada w sidła i pułapki zazdrości, zaczyna żyć nerwowo, stawiając przed sobą niekiedy zbyt trudne do realizacji cele i popadając w coraz większą frustrację, kiedy nie daj Bóg, coś się nie powiedzie, a do tego zdarza się, że w skrajnych przypadkach przestaje myśleć racjonalnie, popadając niekiedy w zachowania niemal paranoidalne, szczególnie jeśli ma to związek z bliskimi osobami. Coraz częściej zdarza się, że ludzie dotychczas pogodni i radośni, stają się ofiarami własnej zazdrości, na czym cierpią nie tylko oni, ale również ich najbliżsi.
Do czego jednak zmierzam, mianowicie uważam, że dzieje się tak w dużej mierze dlatego, ponieważ nieustannie, zewsząd atakowani jesteśmy natrętnymi sloganami, w których wręcz każą nam dążyć do doskonałości, do posiadania wszystkiego co najdroższe, mówiąc nam, że to jest najlepsze – choć to przecież pojęcie względne. Otacza nas świat, który uczy, że szczęście można kupić, a bardziej od spotkania z bliskimi liczy się nowy tablet. Zamiast się widywać - czatujemy, zamiast rozmawiać – sms-ujemy, zamiast pisać listy – wysyłamy maile, a nawet jeśli już rozmawiamy, to tylko o tym kto, co i za ile ma, porównujemy, kto był na droższych wakacjach, ma lepszy samochód, albo piękniejszy dom. Obrzydliwie luksusowo.
A co jeśli tego nie masz?
Wtedy właśnie z największą siłą uderza „koszmar porównywania ”. Dopóki mamy wszystko co wmawiają nam, że powinniśmy mieć i czujemy się pozornie szczęśliwi, wszystko jest w porządku. Kiedy jednak z jakiegoś powodu mamy mniej, albo nagle coś utracimy- zaczynamy czuć się gorsi, słabsi, biedniejsi i zazdrośni - jakby naprawdę marka posiadanego samochodu była w stanie
zdeterminować brak poczucia szczęścia i z premedytacją pogrążać człowieka w przygnębieniu.
Dodatkowo, jakby mało było ataków z mediów i otaczających nas ludzi, nawet najpopularniejsze portale społecznościowe mające przecież z definicji na celu ułatwienie i poprawę kontaktu między ludźmi -szczególnie oddalonymi, zamiast spełniać swą rolę, stają się chyba największą wylęgarnią koszmarnych porównań. Czy wiecie, że większość ludzi zamieszcza na Facebooku tylko dobre informacje oraz swoje sukcesy zatajając te gorsze chwile? Zobaczysz fotki z najlepszych wakacji, ale na pewno nie informację, o kredycie jaki na nie zaciągnęli...
Zobaczysz zdjęcie z ukochanym, ale nie ważne, że od miesiąca już nie są razem, itd.itd.
To sprawia, że przeciętny Kowalski, z przygaszonym ego, który wpadł w sidła porównywania się, i w dodatku ostatnio przeżył gorycz jakiejś porażki, logując się na swój profil i oglądając profile znajomych, którzy mają wyłącznie udane życie, pogrąży się jeszcze bardziej w poczuciu beznadziejności, bezradności i zrezygnowania.
Nie musi tak być. Nie dajmy się zwariować. Żyjmy realnie i naprawdę, czerpmy tyle, ile tylko możemy. Przypomnijmy sobie czasy, kiedy nie mieliśmy nic, ale mieliśmy to co najważniejsze - siebie, poczucie najważniejszych wartości, poczucie własnej godności, entuzjazm oraz siłę, żeby przenosić góry.
Nie oceniajmy własnego życia przez pryzmat stanu konta, ale róbmy swoje i realizujmy ciągle nowe, realne cele. Rozwijajmy siebie, swoje pasje i możliwości, przenosząc linię własnego horyzontu coraz dalej. Osiągajmy jak najwięcej, ale nigdy kosztem siebie.
Wierzmy w siebie i swoje działania, a ukłucia zazdrości i potknięcia traktujmy jako mobilizację i naukę. Nie wzorujmy się na innych, nie porównujmy ich wakacji w Egipcie, do naszych w Beskidach.
Wiadomo, że nasze były lepsze, bo to właśnie nasze unikalne i niezwykłe chwile oraz wspomnienia.
Łatwo nie będzie, ale warto próbować, przełamywać konwenanse, stereotypy i chwile słabości.
Cieszmy się z małych rzeczy, bo tylko wtedy dokonamy tych wielkich...
„Cieszmy się z małych rzeczy, bo wzór na szczęście w nich zapisany jest...”
Muszę przyznać, że ja zazdroszczę czasem innym - a to większego mieszkania, a to nowszego auta. Ale uczę się cieszyć z tego, co mam. Mam cudownego Męża, bo dzięki niemu wiele aspektów życia wydaje się być lepszymi, weselszymi, łatwiejszymi ;-D
OdpowiedzUsuńA poza tym Mój Marker ostatnio był zazdrosny, bo zaproponowałam Łaciatej Marceli, że pomogę mu przy myciu pleców, hihi ;-) na szczęście to tylko ta zdrowa zazdrość.
Tak trzymać:)
UsuńTeż staram się nauczyć odnajdywania złotego środka, celebrowania własnego życia i własnych dążeń,szukania tego co naprawdę ważne, mimo iż często nie jest to wcale takie proste.